... ...

Katastrofy klimatycznej nie przepracujemy zdalnie

Nie da się ukryć, że żyjemy w ciekawych, ale też wymagających czasach. Pandemia koronawirusa rzuca...

Piotr Kempisty

28 maja 2020 • Bez kategorii

Nie da się ukryć, że żyjemy w ciekawych, ale też wymagających czasach. Pandemia koronawirusa rzuca cień obawy o zdrowie nasze i naszych bliskich. Wiele osób, także z trzeciego sektora, dosłownie z dnia na dzień, zostało bez pracy i środków do życia. Mimo to słyszymy zapewnienia, że sprawy wracają do normalności, a nawet “nowej normalności”. Taką nazwą, mnie osobiście kojarzącą się nieco dystopijnie, rząd opatrzył harmonogram etapów znoszenia restrykcji związanych z przeciwdziałaniem COVID-19. Epidemiolodzy, co prawda, wskazują na wzbierającą nad Wisłą drugą falę zakażeń, która może uderzyć ponownie pod koniec roku, ale kto by wybiegał w przyszłość tak daleko?

Cieszymy się zatem wiosną, robi się ciepło, zielono, a dni stają się coraz dłuższe. Nasze myśli zaczynają krążyć wokół spotkań towarzyskich w “odmrożonych” lokalach i w plenerze. Konkretów nabierają też wakacyjne plany – w tym roku dzięki rządowemu bonowi, realizowane prawdopodobnie pod gruszą, przez co odżyć ma siedząca pod wierzbą płaczącą, branża turystyczna. Jakoś to będzie! – powtarzamy w duchu narodowe credo.

Połączmy kropki

Te powiewy optymizmu nie są jednak w stanie rozgonić ciemnych chmur, które wisiały nad nami na długo zanim statystyki zakażeń poszybowały w górę. Koronawirus, choć bezdyskusyjnie groźny, pozostaje w cieniu zagrożenia dużo poważniejszego, od którego nie ma kwarantanny, którego nie przepracujemy pracą zdalną, wobec którego bezużyteczne są maseczki i płyny odkażające. Pomimo pandemii, widmo katastrofy klimatycznej krąży nadal i na ten odcinek walki będziemy musieli wkrótce wrócić i my – aktywiści i aktywistki. Przyznaję się, że i ja zapomniałem o klimacie na dłuższy moment. Kto przyklejony do monitora nie śledził wiadomości i statystyk zakażonych, czekając aż krzywa się spłaszczy, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Nie zna życia ten, kto w panice nie drenował sklepowych półek z ryżu i spirytusu. Tak, podczas pandemii maseczki spadły. Można być częścią najlepiej wyedukowanej i postępowej bańki, ale przede wszystkim wszyscyśmy homo sapiens, a to zobowiązuje do określonych zachowań. Psychologowie ewolucyjni twierdzą, że naszą uwagę najbardziej absorbują nagłe i wyobrażalne zdarzenia, takie jak zamach terrorystyczny czy klęska żywiołowa. Z drugiej strony przejmujemy się też zjawiskami, których natury i zasięgu oddziaływania do końca nie znamy, a “przeciwnik” jest niewidoczny. Takie zagrożenie oddziałuje na nas, bo może czaić się wszędzie – w falach emitowanych przez maszty 5G, w chemikaliach rozpylanych przez samoloty, toksynach w szczepionkach lub w palcu, z którego wysysane są podobne bzdury.

Tymczasem zmiany klimatu są odroczone w czasie i dlatego przegrały wyścig o nasze lęki. Wiadomo dlaczego zachodzą (naukowcy wykazują konsensus w tej sprawie), natomiast nie mamy pewności co, gdzie, kiedy i z jaką siłą w nas uderzy, a najbardziej gwałtowne zjawiska pogodowe takie jak cyklony, kojarzą nam się z miejscami bardzo odległymi. I mamy problem z łączeniem kropek, np. betonowania ulic naszych miast z lokalnymi podtopieniami.

Budujmy odporność, także na fejk niusy

Aktywistom klimatycznym pracy nie ułatwia też złożoność zagadnienia. Ciężko wytłumaczyć sceptykowi, że zagrożenie suszą jest realne, kiedy ostatnio ciągle pada, leje i kropi. Albo co z tym globalnym ociepleniem, skoro “W Wielki Czwartek (…) na granicy Podkarpacia i Lubelszczyzny jest minus 6 stopni”? Tak kpił onegdaj prominentny polityk formacji rządzącej i czarny koń jednej z edycji plebiscytu na klimatyczną bzdurę roku. Można mówić o wieloletnich pomiarach, trendach, fluktuacjach i obserwować, jak nasz rozmówca po kilku sekundach traci uwagę i zainteresowanie. Tak, polemiczna klimatologia nie jest nauką łatwą, ani małą. Trzeba się nagadać. Żartobliwe i jednocześnie brutalnie prawdziwe prawo Brandoliniego głosi, że energia potrzebna na obalenie bzdury jest o rząd większa, niż energia na jej stworzenie. Niejeden aktywista i aktywistka zostali stratowani przez Galop Gisha – taktykę manipulacyjną, w której ciska się w adwersarza serią fejków i półprawd, najczęściej nie do zweryfikowania.

Podsumowując, antropocen niewątpliwie jest epoką wyparcia, krótkowzroczności, chowania głowy w piasek oraz denializmu – jak dobitnie opisuje tę epokę filozofka – prof. Ewa Bińczyk. Skoro ludzie mają naturalne predyspozycje do bagatelizowania złożonych i odroczonych w czasie zagrożeń, nawet jeżeli zgodnym chórem mówią o nich od dekad naukowcy, może nasi liderzy powinni bić na alarm i nieść prometejską żagiew wiedzy? Niestety politycy, także ci na najwyższych szczeblach, z reguły obiecują, że pochylą się nad problemem, po czym robią coś zupełnie odwrotnego. Czasem wręcz śpiewają unisono z denialistami; dość wspomnieć prezydenta USA czy Brazylii – wybitnych barytonistów klimatycznego kłamstwa. Dzieje się tak, bo w kodzie polityki zagrzebany jest głęboko pewien brzemienny w skutki mechanizm. Każe on naszym wybrańcom myśleć w perspektywie krótkiej kadencji, a więc unikać decyzji koniecznych, ale niepopularnych, za które wyborcy mogą wystawić słony rachunek przy urnie. Niedługo będzie okazja uczynić to także w naszym kraju.

Póki co budujmy odporność, także na fejk niusy. I zamiast różowych okularów marki „Jest Super”, włóżmy takie, dzięki którym zobaczymy problem klimatyczny z całą jego powagą i w dłuższej perspektywie. Dzięki temu będziemy mogli sobie z nim poradzić, sami lub ze wsparciem innych. Zróbmy tak, nawet jeżeli trochę popsuje nam to humor. Na krótkowzroczność nosi się przecież minusy.


Artykuł pochodzi z portalu organizacji pozarządowych ngo.pl
Warunki licencji: tekst udostępniony na licencji CC na warunkach:
http://creativecommons.org/licenses/by-nc-nd/3.0/

Zobacz także

Kilka uwag na temat budżetu obywatelskiego w Białymstoku

Budżet obywatelski w Białymstoku ma już 7 lat. Instytucja ta to - mówiąc najprościej -...
Andrzej Świetlikowski

20 maja 2020 • Bez kategorii,publicystyka